czwartek, 12 września 2013

ballada o brwinowie (11): park miejski a.d. 2011

Park Miejski w Brwinowie nazwany jest imieniem albo Bolesława Prusa (tak widnieje na mapach internetowych), albo imieniem 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej (taka nazwa widnieje na mapie, którą można kupić w każdym kiosku w mieście). Mieszkańcy mówią zaś o tym terenie: Park Miejski. I tyle.
Wejścia do parku są trzy. Najbardziej okazałe, a dokładniej: jedyne okazałe, znajduje się od strony stacji. Wielka kuta brama. Obok wymalowany schemat „bitwy pod Brwinowem” z 12 września 1939 r. Dodatkowo tablica pamiątkowa.




Drugie wejście znajduje się obok willi „Kapryśna” przy ulicy Biskupickiej. Jest to raczej droga dojazdu dla mieszkańców pobliskich domów, ale idąc prosto wychodzi się wprost na teren parku. Z daleka widać stare opuszczone zabudowania, znajdujące się już na terenach należących do SGGW. 


Od strony zachodniej, przy dawnej stołówce SGGW jest wąskie nieoświetlone przejście, z którego korzystają mieszkańcy ul. Sochaczewskiej i okolic. Przejście tym „wąskim gardłem” o zmierzchu może przyprawiać o dreszcze. Przynajmniej mnie przyprawia. 



 Wystarczy jednak przejść kilkadziesiąt kroków i droga na pociąg, albo na Rynek, albo na drugą stronę Brwinowa, zaczyna być dość przyjemnym spacerem. Drzewa się zielenią, ptaki świerkają, cień drzew daje przyjemny chłód, a komary nie są zbyt natarczywe, jeśli tylko trzyma się głównej alejki (tresowane jakieś?). Droga na stację nie jest jednostajna, tu się zerknie na rozpanoszone kaczki i skrzywi na smród wiejący od stawu, tam się popatrzy na wielkie drzewa, pośród których gałęzi ćwierkają wróble, lub kraczą wrony. Warto też uważać pod nogi, bo można wywinąć orła na popękanych płytkach lub wdepnąć w błoto.
Droga w stronę Rynku/ stacji/ tunelu, wygląda tak: najbardziej zaśmiecona i zniszczona ławka w parku, można sobie usiąść na przeciwko drugiego stawu (stawy liczy się od strony centrum) i sztachać się smrodkiem znad wody. 












1 komentarz:

  1. Tak bardzo kochalam ten park jako dziecko. Pelny byl fiolkow I moja ciocia miala domek zaraz przy kosciele wychodzacy na park. Biegalam tam z prababcia ktorej okna wychodzily na rynek. Jeszcze wtedy sggw uzywalo czesci budynkow I krowki staly. Siadalo sie na laweczce przy stawie I prowadzilo dlugie rozmowy o zyciu. Prababcia opowidala o dziadku ,dzieki ktoremu do dzis wisi Pilsudski na rynku. Eh to byly piekne dni

    OdpowiedzUsuń