wtorek, 15 października 2013

w kominie i na kominie (2)



Wczoraj adrenalina tak mi skoczyła w górę, że kiedy potem opadła, nie miałam sił ani ochoty pisać o wyprawie niecodziennej.
250 metrów w górę windą towarową to 6 minut huku, trzęsienia i niezwykłych widoków. Chociaż najpierw usadowiłam swoją tylną twarz na stojącym w windzie stołku, wnet się poderwałam i obserwowałam komin od środka. Na wysokości 25 metrów dowiedziałam się, że dokładnie na tym piętrze kręcono jeden z odcinków drugiej edycji „Top Model”. A potem wmówiono widzom, że całość działa się na dziesięciokrotnie wyższej wysokości. Cóż, nie od dziś wiadomo, że telewizja kłamie.
W sumie w kominie było siedem pięter. Wyjście z windy nie oznaczało jednak podziwiania widoków. Żeby podziwiać należało wspiąć się po drabinie wmontowanej w ścianę. Niedużo, dwa i pół metra. A może trzy.
Wtedy wyszło się na ażurowy podest prowadzący dookoła komina. Jeszcze dwa metry w górę po kolejnych metalowych szczeblach i już jest się na dachu. A tam ciepło, przyjemnie, tylko mgła dookoła. I trzeba patrzeć gdzie się stawia nogi.
Widoki nieziemskie, ale gdzieś tam w tyle głowy kołatało mi, jak ja zejdę. Zeszłam. Zeszłam. Zjechałam. Ciśnienie w uszach mi trzaskało. A miękkie nogi zrobiły mi się dopiero w domu. Kiedy opowiadałam młodej dokąd zawędrowałam.